O holenderskiej współpracy
międzypokoleniowej.


Czy jesteście w stanie wyobrazić
sobie dwudziestokilkulatka tańczącego pod rękę ze swoim blisko
osiemdziesięcioletnim dziadkiem? Mimo powszechnego skojarzenia, nie
jest to wcale wizja chorego na głowę wolontariusza odnajdującego
swoje szczęście w domu spokojne starości, lecz typowa zabawa w
wydaniu holenderskiej rodziny. Trzeba tu przyznać, że Holendrzy
potrafią się bawić międzypokoleniowo. To ciekawe zjawisko, nie
jest może czynem nagminnym — bo jak wiadomo imprezy są drogie - a
co drogie, jest holendrowi z natury obce. Jednak, jeżeli dojdzie już
do takiego rodzinnego spotkania, to wspólnie bawią się wszyscy. Z
jednej strony wynika to pewnie z wrodzonego luzu Holendrów. Oni
(również Ci starzy) po prostu lubią się bawić. Z drugiej strony,
wzmożona aktywność imprezowa wynika z pewnego odosobnienia
rodzinnego. Tu dziadki nie mieszkają z rodziną, tylko co najwyżej
same ze sobą. A jak już nie dają radę chodzić po schodach, to
lądują najczęściej w domu spokojnej starości. Przypuszczalnie
dlatego, gdy wreszcie uda im się spotkać wnuki (którymi się
raczej nie opiekują zbyt intensywnie, bo mają swoje sprawy, a nie
jak u nas głodowe emerytury), to mają powód do świętowania.


Nie zmienia to faktu, że co u nas przystoi tylko w pewnym wieku,
Holendrom przystoi zawsze. A to jest bardzo pozytywne i ciekawe
zjawisko. Kilka tygodni temu poszliśmy na festiwal muzyki klubowej o
lokalnie swojsko brzmiącej nazwie Flying Dutch. Idea imprezy jest
taka, że w trzech miastach równocześnie (Amsterdam, Rotterdam,
Eindhoven) odbywają się trzy wielkie koncerty. A Holenderscy DJ-e
(Dutch) są transportowani z jednej sceny na drugą helikopterami
(Flying). W ten sposób, w jeden wieczór obskakują trzy koncerty
równocześnie. Pomysł sam w sobie bardzo fajny, a bilety przez to
drogie. Idąc na koncert obawialiśmy się, że z racji wieku
będziemy tam najstarsi, tymczasem ku naszemu zdziwieniu okazało
się, że w nowoczesnych rytmach bawili się i starzy i młodzi. Przy
czym my w porównaniu z resztą upitego i nico zaćpanego towarzystwa
byliśmy raczej ciągle Ci młodzi. Podbudowani tym faktem, wypiliśmy
kilka wygazowanych piw i jak to zwykle ludzie w naszym wieku szybko
wróciliśmy do domu oglądać serial przed telewizorem. Nim jednak
opuściliśmy plażę w Ersel, natknęliśmy się na ludzi w każdym
wieku. Wszyscy bawili się razem. I wspólnie pili przemycony
alkohol. Pod tym względem wszyscy zachowywali się jak polskie
nastolatki wypuszczone na pierwszą w życiu domówkę.



Co
godne podkreślenia współpraca międzypokoleniowa nie ogranicza się
jedynie do momentów zakrapianych procentami. Holendrzy lubią
poświęcać wiele uwagi najmłodszym, ale robią to w dorosły
sposób. Od kilku tygodni Krzyś uczęszcza na lekcje gry na gitarze.
W pobliskim domu kultury, grupa muzyków pomiędzy drugim i trzecim
krzyżykiem życia, poświęca swój wolny czas na zajęcia z
dziesięciolatkami. Ubrani na czarno długowłosi i nieco niedomyci
Goci miast grać muzykę metalową, chlać absynt i oddawać cześć
szatanowi, prowadzą lekce dla dzieciaków. Robią to za darmo i
widać po nich, że te lekcje sprawiają im taką samą frajdę jak
młodzieży szkolnej. To naprawdę niezapomniany widok, gdy czarny
typ z lekkim make-upem, ćwiekami na nadgarstu, i kolczykami w
różnych rejonach twarzy przybija sobie piątkę z twoim małym
poczciwym blondynkiem i razem brzdękają sobie kawałek the White
Stripes. Mimo pewnych różnic w metodach spędzania wolnego czasu
muzyka łączy ich i sprawia ogromną frajdę. Chłopaki wymieniają
się uwagami o ulubionych zespołach, podpowiadają nowe kawałki i
słuchają muzyki. Ale - co najważniejsze przedstawiciele subkultury
metalowej, traktują swoich małych podopiecznych jak kumpli i
rozmawiają z nimi na równi jak z dorosłymi. Nieważne, że jeden
ma na koszulce napisane Behemot a drugi Myszka Mickey, bo razem się
świetnie rozumieją.
Podobne dziwne pary można spotkać
niemal wszędzie. Czy to będzie straż sąsiedzka, czy grupa
wieczornych biegaczy, którzy odziani w obciachowe kamizelki
odblaskowe, przemierzają co wieczór naszą ulicę. Nikogo takie
przyjaźnie nie dziwią i nie szokują. Bo jak się bawić to wszyscy
razem.
LEO
Foty nasze i z Googla.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz