wtorek, 4 listopada 2014

Kilka słów po Holendersku

Kilka słów o języku Flamandów


Wszyscy, którzy twierdzą, że język holenderski to pomieszanie języka Niemieckiego z Angielskim prawdopodobnie nigdy nie byli w Holandii. Tak się złożyło, że w pewnym stopniu potrafię się komunikować z w obu powyższych językach a dalej ni w ząb nie rozumiem co oni (Holendrzy) do mnie mówią na ulicy. Na całe szczęście twórcy wiatraków są świadomi, że ich język nie nadaje się do mówienia I dość skutecznie mówią w innych językach. Tu praktycznie każdy mówi swobodnie w mowie Szekspira. Choćby dziś podchodzi do mnie nawalony kloszard w supermarkecie i bredzi coś pod nosem. - Jingle pliz - mówię do niego ja. A on nieco bełkotliwym głosem, zwraca się do mnie oksfordzką angielszczyzną z pytaniem czy bym kupił czekoladki za trzy euro, bo jemu się wydają nieco za drogie. Po wymianie kilku grzeczności, w trakcie których mój drogi holenderski rozmówca o mało nie zwymiotował mi na buty, doszliśmy do wspólnego wniosku, że owszem trzy euro to za dużo i że on ich kupować nie musi.
Podobnie ma się tu rzecz z językiem niemieckim. Wystarczy spytać o coś w szwargocie braci Niemców i już Holendrzy odszwargotają nam w korrekt Deutsch z verb am ende. Nie umiem spytać ale podobno po francusku też potrafią nie tylko całować. Generalnie więc na ulicy nie ma problemu z komunikacją. Programy telewizyjne również nadawane są w przeważającej części w oryginale z napisami. W standardzie jest też telewizja brytyjska, niemiecka, francuska, hiszpańska i włoska. Polskiej oczywiście nie ma, bo widocznie 250 tysięcy obywateli to za mało, aby emitować Tv Polonia nad holenderską depresją. Oni tu nawet niektóre reklamy w telewizorni nadają z oryginale, żeby brzmiało bardziej profesjonalnie.
Wracając jednak do mowy ludzi w chodakach trzeba przyznać, że potrafią obrażać nas polaków na każdym kroku. Tu generalnie wszystko zaczyna się od słów Huis - dobrze (czytaj Chuj ale nie chujowo). Dalej, rano mówią ci Goeie Morgen (co ponownie czytamy jako chuje morgen), później jest chuj tag, i tak dalej i tak dalej. Na drogach nie jest lepiej. Jedziesz sobie na parking a tam pisze Vrij i nie wiem czy mam to rozumieć wryj się na wolne miejsce, czy też w ryj dostaniesz jak sobie nie pojedziesz gdzie indziej. Pewne błędy językowe działają też w drugą stronę. Chcieliśmy wynająć dom (te huur), więc mówię jak piszą i wyszło, że zamawiam sobie panienkę lekkich obyczajów.
Równie trudno jest z nazwami holenderskich miast. Niedaleko od nas leży sobie 's-Hertogenbosch, nawet nie umiem tego napisać fonetycznie. Holendrzy też nie potrafią więc mówią po prostu Den Bosch. Poznałem też jednego faceta z depresji, który pochodził z czegoś co brzmiało mniej więcej „hryhrohrynijen” mówi, że to duże miasto na północy. Kurcze myślę sobie, że „duże” to pojęcie względne, ale nic mi na mapie nie pasowało. W końcu pokazał mi palcem Groningen. I tak tu jest mniej więcej z wszystkim.

Na szczęście Holendrzy to naprawdę fajni ludzie i zawsze idzie się z nimi jakoś dogadać. A jak ktoś się boi albo nie umie mówić w obcym narzeczu to zawsze może mówić po polsku. Jest nas (Meksykanów Europy) tutaj tylu, że zawsze znajdzie się ktoś w zasięgu głosu, kto pomoże wam coś przetłumaczyć. Najlepiej to widać w szkole Krzysia. Dodam, że młody człowiek chodzi do specjalnej szkoły dla inastrańców. Chodzi o to aby dzieciaki mogły jak najszybciej rozumieć bajki na Cartoon Network a przy okazji w przyszłości pójść do normalnej szkoły dla chodakowców. Okazało się, że w klasie mojego syna jest jakieś siedmioro polskich nielatów, którzy zamiast uczyć się buszują po szkole i szaleją na podwórku. Oprócz tego Krzyś ma jeszcze kilka dziewczynek z Somalii, Turka, Syryjczyka i parkę z Iraku. Jest nawet Chinka co umie po niemiecku. Włoszka, Rumunka, Bułgarka i chyba Erytrea. Oczywiście moje dziecko jako mały konfederat z ku klux klanu za najlepszą przyjaciółkę dobrał sobie małą szwedkę. I siedzą sobie we dwa blade blondyny w klasie i uczą się tego całego chujmorgen. Co gorsza wiem, ze mnie też to czeka. Pytanie tylko czy mi też się trafi jakaś szwedka :)

P.S. - podobno mamy szczęście bo w Północnej Brabancji ludzie mówią bardzo dobrze i wyraźnie po Holendersku. Przyznam, że nie zauważyłem.
Leo
Foty z Googla

1 komentarz:

  1. Świetny tekst ;) Od trzech dni wałkuję z chodakowcami (jak ten euro-mex ;) ) różne kwestie (a to w sklepach, a to w urzędzie lub banku) i o ile przeraża mnie wizja nauki mowy depresjonistów (co nie oznacza, że nie chwycę holenderskiego byka za rogi - wręcz przeciwnie - im szybciej, tym lepiej) to rzeczywiście przyznać muszę, że gdziekolwiek się nie ruszę to po "szekspirowsku" zawsze się niemal z każdym dogadam. Niemal, bo zdarzył mi się taki "przypadek" - kierowca w firmie, która mnie tu zatrudnia... No ni w ząb chłopaczysko nie daje rady ;) Ale że się stara - tego mu odmówić nie mogę ;) :D

    OdpowiedzUsuń