poniedziałek, 9 października 2017

Seks w Holandii

Seks w Holandii

      Jakiś czas temu wszedłem na mojego starego bloga z Niemiec i przyznam, że trochę się zdziwiłem. Okazało się, że choć od przeszło trzech lat nic tam nie zamieściłem, to blog sobie dalej żyje swoim życiem. Co więcej, stale generuje niewielki ruch. Co jakiś czas pojawiają się też różne komentarze. Nawet kurcze czasem pozytywne. Tak w ogóle jakby ktoś chciał zobaczyć to www.unaswdojczlandzie.blogspot.pl.

       No właśnie, ale co Ci ludzie tam stale czytają? Otóż popularnym tematem jest choćby post o wyborach parlamentarnych w Niemczech i pozycji Angeli Merkel w CDU. Co z tego, że tekst traktuje o poprzednich wyborach, zdaje się, że czytelnicy tego nie zauważyli. Zresztą Bogiem a prawdą, nic tam się znowu tak u niej nie zmieniło. Popularny jest też tekst o niemieckiej policji, o ogłoszeniach matrymonialnych i o tym, że cholernie nie lubię, jak ktoś do mnie mówi po niemiecku. Tu się nawet niewiele zmieniło, bo nadal jak słyszę ten uroczy język, to aż mnie wzdryga. Jednak niekwestionowanym liderem odsłon jest tekst pt. „Milion Niemców dupczy polskie Polki”. To zdecydowanie fraza, która generuje największy ruch (klikalność). Już wyobrażam sobie to rozczarowanie w oczach moich czytelników, którzy spodziewali się jakichś porno-odniesień. Niestety tekst nie traktuje o seksie. A tytuł został zaczerpnięty od chłopaków w „Make Life Harder”. Tak, to Ci sami co teraz mają swój talk-show w Gazecie Wyborczej. Notabene muszę przyznać, że Maciej i Lucjan albo jak sami o sobie piszą „dwa pedały z żydowskiej gazety”, nie stracili pazura. Dobrze, że wypłynęli na szersze wody, bo mają niezłe poczucie humoru.

Wracając do dupczenia polskich Polek. Skoro w blogu o Niemczech temat seksu jest tak popularny, to należy napisać jak to jest w Holandii. Z moich obserwacji (a jako przykładny mąż, mogę sobie co najwyżej poobserwować) wynika, że jest znacznie lepiej. Zacznijmy od tego, że seks nie jest tu tematem tabu. Jest normalną sferą życia i nikogo nie dziwi, że ktoś chce go uprawiać. I jest to naprawdę zdrowe podejście, którego w kraju ojców chyba jeszcze przez jakiś czas nie uświadczymy.

O seksie edukuje się już dzieci w szkole i robi to zwykle ich nauczycielka. Nie trzeba zapraszać katechetki, psychologa, seksuologa itp. Bo nauczycielka też seks uprawia (z chłopakiem, a nie z dziećmi) i o tym fakcie po prostu mówi swoim uczniom. Krzyś lat 10 miał w szkole tzw. tydzień seksu. Dowiedział się co to jest, że robią to dorośli, a co gorsza prawdopodobnie nawet jego rodzice. Dzięki temu już nie panikuje, gdy przez przypadek (bo to ciągle chyba jeszcze jest przypadek) otworzy sobie stronę z gołymi babami. Co jednak istotne, dzieci uczą się nie tyle o prokreacji, lecz też o różnych zjawiskach damsko-męskich. Krzyś najbardziej się zmartwił, że jego najlepsza przyjaciółka będzie kiedyś miała okres i będzie przez to bolał ją brzuch. Zamęczał też swoją mamę dyskusjami czy woli podpaski, czy tampony, bo nauczycielka powiedziała, że sama używa tych drugich, bo są znacznie wygodniejsze. Możecie wierzyć lub nie ale dla takiego malca to temat rzeka. Aby podkreślić zwyczajność takich zagadnień, po tygodniu seksu był tydzień oszczędzania, który okazał się dla dzieciaków równie fascynujący.

Okazuje się, że taka metoda wychowawcza odnosi doskonałe skutki. Holandia ma najniższy w Europie odsetek ciąż wśród nieletnich. Dzieciaki wiedzą, co to jest prezerwatywa i jak się jej używa. Nastolatki nie zarażają się chorobami wenerycznymi, a odsetek aborcji (tak tak legalnych) jest dużo niższy niż w takich katolickich krajach, jak Polska. To nie znaczy, że młodzież nie uprawia seksu. Ależ skąd, walą się jak domy w Afganistanie, z tym że z większą świadomością co z tego może wyniknąć. Bo informacje i porady na tematy damsko-męskie są ogólnie dostępne. Polacy uczmy się.
W Holandii temat seksualności jest równie powszechny, jak choćby pogoda. Kilka tygodni temu znalazłem darmową gazetę z ogłoszeniami. Na okładce były ilustracje różnych typów członków w stanie spoczynku. Wychodząc z założenia, że przecież każdy jest tam na dole trochę inny i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. O ile moi holenderscy koledzy nie zwrócili na to ogóle uwagi, o tyle krajanie już nie powstrzymali się od kilku komentarzy. No ale nas nikt oprócz wykradanych z kiosku świerszczyków seksu nie uczył. I stąd pewnie nasze poruszenie. Tymczasem tu widok gołego przyrodzenia, cycka czy dupy w przestrzeni publicznej nikomu nie wadzi.

Nie zapominajmy też, że Niderlandy to też kraj znany z dzielnic czerwonych latarni. Czyli w każdym większym mieście (wcale nie tylko Amsterdam) jest takie miejsce, zaułek, uliczka gdzie można sobie pójść „podupczyć”. I tu naprawdę nikt z tego nie robi afery. Obok okienek stoi sobie policja i wcale nie strzela do tych, którzy się na te panienki patrzą. Zresztą te panienki też sobie patrzą na was, więc równowaga jest zachowana. A to, że one są w bieliźnie, nic nie znaczy, w końcu jak chcesz wejść do środka, to też się musisz rozebrać. A jak wiadomo — licznik bije. Szkoda więc marnować czas i pieniądze. Panie są bezpieczne, regularnie badane i zmuszone do płacenia podatków.
Mam jednak złą wiadomość dla amsterdamskich podglądaczy. Decyzją rady miejskiej, ponad połowa okienek w czerwonej dzielnicy zostanie zamknięta, Rzecz w tym, że mimo legalności tego biznesu został on w całości przejęty przez typów o mocno podejrzanej reputacji. Doszło też do mocnej wymiany personelu. O ile jeszcze dwadzieścia lat temu, była to profesja holenderska, to teraz rynek został zalany przez tanią siłę roboczą (no bo jak to nazwać) z Europy Wschodniej i z Afryki i Azji. Ceny spadły. Kiedyś normą było 50 euro za 15 minut, teraz można zejść z ceną nawet do 20-30 euro. Jednym ta wiadomość może się podoba innym pewnie mniej. Nie zmienia to faktu, że dla poprawy wizerunku i bezpieczeństwa miasta, dzielnica będzie systematycznie zmniejszana. Lokalni przedsiębiorcy zaś wysadzani z interesu. Władze będą skupować budynki i zmniejszać ilość okien. Z około 500 działających pokoików, liczba ta ma zmniejszyć się do ok. 240 okien. Ceny pewnie wzrosną, a brytyjscy turyści zbiednieją, ale ma dzięki temu zrobić się bezpieczniej, czego wam i tym paniom najserdeczniej życzę.


P.S. Holenderski to pierwszy język (a uczyłem się już kilku i zawsze z podobnie mizernym skutkiem), w którym ucząc się z podstawowych słówek z fiszek trafiłem na słowo seks. Oczywiście Seks po holendersku brzmi dokładnie tak samo jak w innych językach i pewnie dlatego je zapamiętałem.



Lech Osuchowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz