wtorek, 19 lipca 2016

O holenderskich wynalazkach




Holendrzy w swojej kreatywności nie mają sobie równych. Wprowadzając do użytku codziennego swoje koncepcji potrafią zadziwić niejeden naród a czasem nawet samych siebie. W ten sposób wypracowali u siebie wiele wynalazków, które nikomu na świecie nie przyszłyby do głowy (bo i po co).

Poldery


Holendrzy są prawdopodobnie jedynym narodem na świecie, który potrafi zwiększać swoje terytorium, nie robiąc tego kosztem sąsiadów. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że ich sąsiadem są Niemcy, a oni, jak wiadomo, lubią stosować politykę zgoła odmienną. Dlatego pomarańczowi wydzierają tereny morzu. Nie zastanawialiście się czasem — skąd się wzięła nazwa Morze Północne. Otóż kilkaset lat temu było sobie również Morze Południowe, ale Holendrzy postanowili je zasypać, Dziś Zamiast morza mamy cały region Niderlandów, płaskich jak stół i leżących poniżej poziomu morza (Północnego). Można? Można! Obecnie ocenia się, że 2/5 terytorium Holandii to sztucznie stworzone poldery. Stąd też osławione wiatraki w Holandii, które były niczym innym jak przepompowniami wody, które służyły do osuszania terenów. Trzeba przyznać, że stosowano długoterminową politykę terytorialną. Osuszanie takich ogromnych przestrzeni zajmowało kilka dobrych dekad, więc ci, którzy podejmowali takie decyzje, wiedzieli, że owoce swojej ciężkiej pracy zrywać będą najwcześniej ich wnuki.




Automaty w ścianie


Nim na stałe zagościły u nas kebaby i inne fast foody, W Holandii stosowaną inną metodę zaspakajania nocnego głodu. Na ulicach miast stały wmontowane w ściany budynków automaty serwujące gorące krokiety. Wyglądają jak szklane szafki z małymi półeczkami i szufladkami, przez które możesz zajrzeć do środka i zdecydować którego krokieta czy też frykadele masz ochotę spałaszować (zasadniczo wszystko jedno, bo wszystkie są wyjątkowo paskudne). Następnie wrzucamy monetę i otwieramy okienko, aby wyjąć podgrzane danie. Szybko i bezosobowo. Warto zaznaczyć, że holenderskie krokiety nie przypominają tych polskich. U nich to forma zmiksowanego półpłynnego farszu w panierce, opiekanego w gorącym tłuszczu. Smakuje to tylko holendrom. Jednak każdy powinien choć raz spróbować.

Grill Stołowy


Czy znacie jakieś holenderskie danie? Pewnie nie, bo nie ma czegoś takiego jak kuchnia holenderska. To, co jedzą na wielkiej depresji, nie jest jedzeniem, jest pożywieniem albo paszą. Ogólnie rzecz biorąc, wszystko co tu przyrządzają do jedzenia, składa się z gotowych półproduktów. Byle przygotowanie potraw nie trwało dłużej niż 15 minut. W końcu czas to pieniądz, a pomarańczowi nie lubią wydawać swoich pieniędzy. Mają jednak pewien wynalazek, który fajnie aranżuje kwestię obiadową. To mały grill elektryczny albo forma gorącej płyty, który stawiasz na stole i opiekasz sobie różne produkty we własnym zakresie podczas biesiady. Każdy opiekuje się swoim jedzeniem według swoich upodobań. Grill jest mały, poręczny i łatwy w obsłudze. Po wszystkim wyciągasz grzałkę i myjesz go jak zwykłe naczynia. Wielkim plusem takiego rozwiązania, jest to, że nikt nie jest uwiązany w kuchni, lecz wszyscy mogą siedzieć równocześnie przy stole.

Nóż do sera Gouda



Można śmiało założyć, że kupując jakikolwiek ser żółty w Holandii, będzie to ser Gouda (a raczej Houda; jak wymawiają tutejsi). W markecie można dostać ser krojony, ale prawdziwy koneserzy kupują tylko taki w kawałku. Mamy tu specjalne sklepy branżowe pełne wielkich żółtych owalnych bloków sera, które w zależności od długości leżakowania, nabierają innych walorów smakowych. Mają tu nawet specjalny nóż do sera, który swoim kształtem przypomina łopatkę do nakładania ciasta. Z tym że pośrodku ma szparkę z ostrzem, którym ociera się o ser, krojąc w ten sposób go na plasterki. Faktycznie, gdy już domyślimy się, jak działa to urządzenie, staje się ono bardzo przydatne. W razie czego zawsze nałożysz nim ciasto.

Pisuary uliczne


Nie mylić z potocznym określeniem, grupy aktualnie rządzącej w Polsce. Sikanie w miejscach publicznych to sport narodowy Holendrów. Pomarańczowi, co zrozumiałe lubią, spędzać weekendowe wieczory popijając złoty trunek. Picie piwa (o czym wie każdy, kto stał kiedyś w kolejce do toalety w pubie) powoduje wzmożoną chęć sikania i zwykle nie ogranicza się to do jednorazowej wizyty. Stąd by ulżyć (dosłownie i w przenośni) swoim obywatelom miasta ustawiają uliczne pisuary. Jedne mniej, drugie bardziej odkryte jednak przede wszystkim odgrywające swoją rolę w sytuacjach kryzysowych. Władze wiedzą, że gdy człowiek musi, to musi, więc żeby nie zalewał ulic, koszy na śmieci i murków stawiają mu lepszą alternatywę. Niezbyt to może apetycznie wygląda, ale zawsze to lepsze niż zaszczane nocami ulice.



Leo

Foty z Googla