poniedziałek, 4 września 2017

Zostań krzykliwyn petentem

Dlaczego w Holandii wszystko trzeba załatwiać z mordą?




         Holendrzy znani są w Europie z mocno liberalnego i wyluzowanego podejścia do życia. Z reguły nigdzie im się nie spieszy (zwłaszcza w sklepowej kolejce), nie przywiązują większej uwagi do szczegółów, oraz z pewną dozą sympatii patrzą na cudzą niefrasobliwość. Jeżeli na coś się umawiasz z Holendrem, możesz być prawie pewien, że wbrew jego zapewnieniom umowa ta wcale nie będzie tak do końca przestrzegana. Nie wynika to jednak ze złej woli, lecz pewnej dozy bylejakości. Mieszkańcy Niderlandów lubią stosować starą zasadę – Jak czegoś nie wolno, ale nikt nie widzi to trochę można. To się tyczy rzeczy tak przyziemnych jak choćby sprzątanie kup po swoim pupilu (wyjątkowo omijana zasada społeczna – widoczna na każdym rogu), do naprawdę poważnych jak jeżdżenie autem po kilku piwach lub jointach. (niestety jest to zjawisko tutaj dość popularne).
         
          To samo się tyczy punktualności. Dla Pomarańczowych czas jest pojęciem względnym, rozciągliwym i na wszystko jest go mnóstwo. Wiele działań znajduje się zwykle w mitycznej krainie zwanej „jutro”. A najlepszą formą jakiegokolwiek działania jest branie rzeczy na przeczekanie. A nuż się wszystko samo rozwiąże. Jak nie wiesz to poczekaj. Nie jest to praktyka tak bardzo odmienna od naszej rodzimej, a jednak pomimo tej przypadłości wszystko ciągle się tu kręci i brnie do przodu. Wszyscy starają się być mili i uśmiechnięci. Bo chociaż idziesz coś załatwić i jak zwykle wychodzisz z niczym to przynajmniej było miło, była kawa i było „gezelig”.
  
        Dlatego gdy naprawdę musisz coś załatwić szybko i skutecznie to trzeba to zrobić „po Niemiecku”. Najlepiej krzykiem, groźbą i zastraszeniem. To jedyna metoda, która działa na Holendrów (oni też graniczą z Niemcami i wiedzą jak to jest). Petent, który się awanturuje, jest niemiły i bezczelny jest zwykle obsługiwany jako pierwszy. To nie o to chodzi, że ktoś się go boi – po prostu chodzi o to żeby sobie jak najszybciej poszedł i najlepiej już nie wracał. To trochę przypomina grę w cykora. Wchodzisz do banku, jesteś miły i chętny na współpracę to się okazuje, że niestety nic się dla Ciebie nie da zrobić. Umowa nie taka, zarobki nie takie, zasady nie takie itd. Ale jak już podniesiesz głos, to nagle wychodzi na to, że trochę się da. A jak zabierasz swoje papiery robisz trochę szumu aby wszyscy w banku słyszeli i mówisz, że idziesz do konkurencji to nagle wszystkie wątpliwości zostają rozwiane a umowa, która jest jak najbardziej korzystna dla obu stron szybko ląduje na biurku do podpisania.

        Tak samo jest u lekarza. Ten będzie Cię odsyłał w nieskończoność, aż zażądasz w kategoryczny sposób konkretnego działania. Gdy wyczuje zdecydowanie w twoim głosie i pełną determinacje to wtenczas okazuje się, że leczenie jest możliwe, leki dostępne a wszystko nie zajmuje dłużej niż kilka minut. Podobnie jest z wszelkimi urzędnikami, sprzedawcami, usługodawcami. Aby pobudzić ich do działania, trzeba ich wyciągnąć z ich strefy komfortu i przeczekiwania. Gdy już muszą się z kimś skonfrontować ich działania są szybkie i skuteczne.

        Nie można też zapominać o stałym telefonicznym lub osobistym gnębieniu Holendra. Jeżeli pragniesz coś załatwić zdalnie przygotuj się na to, że trzeba będzie kilkakrotnie przypomnieć o sobie i zwykle ponownie wyłuszczyć swoją sprawę od początku. Zwykle po trzecim czwartym ponagleniu sprawa zostaje w końcu załatwiona. Z reguły mogłaby już być już po pierwszym telefonie, jednak widocznie nie zapadliśmy dobrze w pamięć naszemu rozmówcy i on po prostu o nas zapomniał. Widocznie skoro nie dzwonisz dwukrotnie to znaczy, że ci wcale na tym nie zależy. Zalatuje to wręcz nękaniem, ale oni chyba to lubią. Irytujące? Owszem. Na pocieszenie powiem, że z reguły wszystko w Holandii da się „załatwić”. Przy dobrej niemieckiej argumentacji, Holender z chęcią przymknie oko na przepisy, zrobi odmienną wykładnie prawa i zgodzi się z tobą. Trzeba mu w tym tylko trochę pomóc. Czego wszystkim niecierpliwym życzę.



P.S. - Rzeczone zasady wcale nie tyczą się podatków i Urzędu Skarbowego – ale tak to jest chyba w każdym kraju.