Jak Holandia to muszą być rowery
Kilka dni temu w Głosie Syjonu (czytaj dalej Gazeta
Wyborcza) opublikowano zdjęcia z najpiękniejszej ścieżki rowerowej na świecie.
Trasa długości kilometra jest w nocy podświetlana, a mozaika kamyczków tworzy
konstelacje świetlne nawiązujące do dzieł Van Gogha. Okazało się, że ta ścieżka
znajduje się we wsi obok, więc trzeba by tam pojechać. (zapraszam
zainteresowanych) Zresztą to bez znaczenia, czy ścieżka jest w Eindhoven czy
Groningen, bo w Holandii wszędzie jest blisko i wszędzie możesz dojechać
rowerem. A co najważniejsze, nigdzie nie jest pod górę. Państwo inwestuje w
ścieżki dla rowerów, tak aby dało się dojechać w każdy zakątek kraju bez
Konieczności zsiadania z dwóch kółek. Ścieżki rowerowe są imponujące. W naszym
mieście jest nawet podwieszane rondo dla bicyklów, żeby nie musieli kolidować z
ruchem samochodowym. Standardem są też parkingi dla rowerów przed sklepami czy restauracjami.
A przed dworcem głównym widać wręcz całe pola rowerów. W dodatku prawie
wszystkie są czarne.
Potwierdzam stereotypy. W Holandii wszyscy jeżdżą na
rowerach. Jednak decydującym aspektem wcale nie jest zdrowie, czy ekologia. Po
prostu tu inaczej się nie da. Przejazd miejskim autobusem w jedną stronę
kosztuje 3,5 euro. Natomiast zaparkowanie samochodu w centrum miasta to wydatek
rzędu 2 euro za 15 minut. Prosty rachunek pozwala zrozumieć, że rower to jedyna
sensowna możliwość lokomocji. Dlatego jeździmy i my.
Pierwsze przygody z jednośladem nie były jednak zbyt udane.
Krzyś już trzeciego dnia wsadził nogę w szprychy, więc przez tydzień miał
przyjemność chodzić w gipsie. Na szczęście nic mu nie dolega i teraz już sam
dzielnie pedałuje co rano do szkoły. Dzięki temu na ulicy wyglądamy jak typowi
Holendrzy. Musimy jednak jeszcze trochę popracować nad tempem bo wyprzedzają
nas nawet emeryci. To zresztą jest niesamowite. Człowiek jedzie, z całych sił
pedałuje, a tu co chwile, ktoś go wyprzedza. Normalnie można wpaść w kompleksy.
Ja póki co biorę już kury domowe z zakupami i emerytów. Ale do przedstawicieli
innych klas ciągle mi brakuje pary w nogach.
Niektórzy mówią, że wielbiciele Goudy rodzą się już z
rowerami pod dupą. I coś w tym jest. Prawdziwego holendra poznasz nie tylko po
tym że potrafi przejechać całą trasę z domu do pracy bez trzymanki. Sam
widziałem ludzi którzy jadąc i nie zwalniając potrafią zdjąć sobie bluzę przez
głowę. Albo pisać dwoma rękami smsa przejeżdżając przez ruchliwe skrzyżowanie.
Standardem jest też, jeżdżenie z parasolem w ręku gdy pada deszcz (a pada
codziennie). Co ciekawe, nikt tu nie używa kasków rowerowych a foteliki dziecięce
wcale nie są standardowym wyposażeniem roweru matki, która co rano odwozi
dziecko do szkoły. Przecież dziecko może siedzieć i na ramie albo bagażniku.
Gdy wnosiłem Krzysia z krwawiącą nogą na ostry dyżur, pani w
okienku od razu powiedziała. – O wypadek rowerowy. Pytam skąd wie, a ona
odpowiada, że to standardowe kontuzje młodzieżowe. Fatycznie na ostrym dyżurze prawie
wszyscy poszkodowani byli ofiarami wypadków z użyciem roweru. To też mnie nie
zdziwiło, bo jeżdżenie na tych rowerach przypomina trochę wolną amerykankę. Na
skrzyżowaniu rowerowym, nigdy nie wiadomo kto ma pierwszeństwo. Zwykle ten kto
jest szybszy. Mimo to, ten ruch jakoś zachowuje płynność, a wypadki nie są, aż
tak częste jak mogłoby się wydawać. Do teraz nigdy nie sądziłem, że na rowerze
można wyprzedzać na trzeciego, albo jeździć na czołówkę. Teraz już wiem, że
owszem da się, a przed wypadkiem musi cię ratować twoje własne przyspieszenie
lub też może przypedałowanie i refleks.
Co więcej, normą jest jeżdżenie na rowerze nocą po ciemku
bez świateł a nawet odblasków. Jak już wspominałem nikt nie zhańbi się
założeniem kasku, albo odblaskowej kamizelki. Co istotne jakość i sprawność rowerów
też zostawia wiele do życzenia. Ważne jest tylko żeby były dwa koła i łańcuch.
Reszta to już improwizacja trzymająca się na taśmie klejącej. Powód jest dość
prozaiczny. Jako, że Holandia do kraj gdzie na 16 milionów mieszkańców przypada
20 milionów rowerów. Statystycznie przypada też najwięcej złodziei rowerowych.
Rowery giną szybciej niż jeżdżą. Dlatego, nikt specjalnie nie inwestuje w swój
jednoślad, bo wysoce prawdopodobne, że za chwilę będzie nim jeździł ktoś inny.
Tak tak, to wszystko w kraju wysokiej zachodniej kultury i wysokiego zaufania
społecznego. Oczywiście i nasi liczni rodacy, szybko przejęli ten holenderski
zwyczaj, więc jesteśmy na piętnowani. Dlatego kolejnym elementem każdego roweru
jest nieodłączny żelazny łańcuch, często cięższy od samego roweru. Niektórzy
nawet przypinają dwa albo trzy, ale na niewiele to się zdaje.
Statystyki mówią, że rocznie ginie 800 tysięcy rowerów, za
to kolejny milion jest w to miejsce kupowany. Zastanawiam się, nawet czy nie
zrobić jakichś charakterystycznych nacięć na ramie od rowery, aby sprawdzić, za
ile lat znów kupię sobie mój stary ukradziony rower. Złodzieje, nie mają też za
dużo pomysłów co robić z tymi wszystkimi rowerami. Dlatego szacuje się że
codziennie w Amsterdamie do kanałów „wpada” 50 rowerów. Tyle ich tam w wodzie
leży, że utrudniają żeglugę. Dlatego władze ostatnio wzięły się da wyławianie
ich z rzek. Niestety nie napisali co będą z nimi potem robić, ale za pewne
część z nich i tak zaraz znowu „wpadnie” do kanałów.
Rower może być też dobrą wymówką do spóźnień w pracy.
Holandia jest prawdopodobnie jedynym miejscem na świecie, gdzie pracodawcy i
nauczyciele uwzględniają tłumaczenie, że złapało się gumę na drodze. Podobno
można korzystać z tej wymówki bez konsekwencji nawet kilka razy do roku. Oby
tak dalej, bo moje opony są już mocne zjechane, więc wymówkę już mam. Teraz
muszę tylko znaleźć pracodawcę.
P.S. Wysyłając podanie o prace, należy zaznaczyć w odpowiednim
miejscu, ile zajmie Ci dojazd na rowerze domu do pracy. Dopiero w drugiej
kolejności wymienia się auto jako transport własny.
Leo
Foty z Googla
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz