Kilka słów o języku
Flamandów
Wszyscy, którzy twierdzą,
że język holenderski to pomieszanie języka Niemieckiego z
Angielskim prawdopodobnie nigdy nie byli w Holandii. Tak się
złożyło, że w pewnym stopniu potrafię się komunikować z w obu
powyższych językach a dalej ni w ząb nie rozumiem co oni
(Holendrzy) do mnie mówią na ulicy. Na całe szczęście twórcy
wiatraków są świadomi, że ich język nie nadaje się do mówienia
I dość skutecznie mówią w innych językach. Tu praktycznie każdy
mówi swobodnie w mowie Szekspira. Choćby dziś podchodzi do mnie
nawalony kloszard w supermarkecie i bredzi coś pod nosem. - Jingle
pliz - mówię do niego ja. A on nieco bełkotliwym głosem,
zwraca się do mnie oksfordzką angielszczyzną z pytaniem czy bym
kupił czekoladki za trzy euro, bo jemu się wydają nieco za drogie.
Po wymianie kilku grzeczności, w trakcie których mój drogi
holenderski rozmówca o mało nie zwymiotował mi na buty, doszliśmy
do wspólnego wniosku, że owszem trzy euro to za dużo i że on ich
kupować nie musi.
Podobnie ma się tu rzecz
z językiem niemieckim. Wystarczy spytać o coś w szwargocie braci
Niemców i już Holendrzy odszwargotają nam w korrekt Deutsch z verb
am ende. Nie umiem spytać ale podobno po francusku też potrafią
nie tylko całować. Generalnie więc na ulicy nie ma problemu z
komunikacją. Programy telewizyjne również nadawane są w
przeważającej części w oryginale z napisami. W standardzie jest
też telewizja brytyjska, niemiecka, francuska, hiszpańska i włoska.
Polskiej oczywiście nie ma, bo widocznie 250 tysięcy obywateli to
za mało, aby emitować Tv Polonia nad holenderską depresją. Oni tu
nawet niektóre reklamy w telewizorni nadają z oryginale, żeby
brzmiało bardziej profesjonalnie.
Wracając jednak do mowy
ludzi w chodakach trzeba przyznać, że potrafią obrażać nas
polaków na każdym kroku. Tu generalnie wszystko zaczyna się od
słów Huis - dobrze (czytaj Chuj ale nie chujowo). Dalej, rano mówią
ci Goeie Morgen (co ponownie czytamy jako chuje morgen), później
jest chuj tag, i tak dalej i tak dalej. Na drogach nie jest lepiej.
Jedziesz sobie na parking a tam pisze Vrij i nie wiem czy mam to
rozumieć wryj się na wolne miejsce, czy też w ryj dostaniesz jak
sobie nie pojedziesz gdzie indziej. Pewne błędy językowe działają
też w drugą stronę. Chcieliśmy wynająć dom (te huur), więc
mówię jak piszą i wyszło, że zamawiam sobie panienkę lekkich
obyczajów.
Równie trudno jest
z nazwami holenderskich miast. Niedaleko od nas leży sobie
's-Hertogenbosch, nawet nie umiem tego napisać fonetycznie.
Holendrzy też nie potrafią więc mówią po prostu Den Bosch.
Poznałem też jednego faceta z depresji, który pochodził z czegoś
co brzmiało mniej więcej „hryhrohrynijen” mówi, że to duże
miasto na północy. Kurcze myślę sobie, że „duże” to pojęcie
względne, ale nic mi na mapie nie pasowało. W końcu pokazał mi
palcem Groningen. I tak tu jest mniej więcej z wszystkim.
Na szczęście Holendrzy to naprawdę
fajni ludzie i zawsze idzie się z nimi jakoś dogadać. A jak ktoś
się boi albo nie umie mówić w obcym narzeczu to zawsze może mówić
po polsku. Jest nas (Meksykanów Europy) tutaj tylu, że zawsze
znajdzie się ktoś w zasięgu głosu, kto pomoże wam coś
przetłumaczyć. Najlepiej to widać w szkole Krzysia. Dodam, że
młody człowiek chodzi do specjalnej szkoły dla inastrańców.
Chodzi o to aby dzieciaki mogły jak najszybciej rozumieć bajki na
Cartoon Network a przy okazji w przyszłości pójść do normalnej
szkoły dla chodakowców. Okazało się, że w klasie mojego syna
jest jakieś siedmioro polskich nielatów, którzy zamiast uczyć się
buszują po szkole i szaleją na podwórku. Oprócz tego Krzyś ma
jeszcze kilka dziewczynek z Somalii, Turka, Syryjczyka i parkę z
Iraku. Jest nawet Chinka co umie po niemiecku. Włoszka, Rumunka,
Bułgarka i chyba Erytrea. Oczywiście moje dziecko jako mały
konfederat z ku klux klanu za najlepszą przyjaciółkę dobrał
sobie małą szwedkę. I siedzą sobie we dwa blade blondyny w klasie
i uczą się tego całego chujmorgen. Co gorsza wiem, ze mnie też to
czeka. Pytanie tylko czy mi też się trafi jakaś szwedka :)
P.S. - podobno mamy szczęście bo w
Północnej Brabancji ludzie mówią bardzo dobrze i wyraźnie po
Holendersku. Przyznam, że nie zauważyłem.
Leo
Foty z Googla
Świetny tekst ;) Od trzech dni wałkuję z chodakowcami (jak ten euro-mex ;) ) różne kwestie (a to w sklepach, a to w urzędzie lub banku) i o ile przeraża mnie wizja nauki mowy depresjonistów (co nie oznacza, że nie chwycę holenderskiego byka za rogi - wręcz przeciwnie - im szybciej, tym lepiej) to rzeczywiście przyznać muszę, że gdziekolwiek się nie ruszę to po "szekspirowsku" zawsze się niemal z każdym dogadam. Niemal, bo zdarzył mi się taki "przypadek" - kierowca w firmie, która mnie tu zatrudnia... No ni w ząb chłopaczysko nie daje rady ;) Ale że się stara - tego mu odmówić nie mogę ;) :D
OdpowiedzUsuń