Nagość w Holandii
Im dłużej mieszkam w Holandii, tym mniej rzeczy mnie zaskakuje. Stąd pewnie
znikoma ilość wpisów na tym blogu. Jest jednak coś, co na nowo przykuło moją
uwagę. To jest sauna po holendersku. A dokładnie rzecz ujmując niczym nie
skrępowana nagość.
Zawsze myślałem, że jestem raczej otwarty I liberalny, a przynajmniej tak
mi się wydawało. Wiem, że pochodzę z mocno konserwatywnego kraju, jednak
mieszkam poza granicami już przeszło dziesięć lat I wydawałoby się, że już do
wszystkiego się dawno przyzwyczaiłem. Co więcej wiem, że Holendrzy jak Niemcy
czy Skandynawowie są dość otwarci na naturalność i mało jest tam tematów tabu.
Jednak to co zobaczyłem w Saunie przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jak to mówią:
co się zobaczyło, tego już się nie odzobaczy. I żeby była jasność, nie oceniam
tego negatywnie, po prostu trudno mi było się w tym odnaleźć.
Ale po kolei. Na saunę namówił mnie mój turecki kolega, znacznie bardziej
pruderyjny niż ja. Jako że nigdy nie byliśmy tego typu miejscu w Holandii,
postanowiliśmy spróbować. Co prawda, ostrzegano nas, że nie należy ubierać
kąpielówek, jednak przecież każdy klient dostawał szlafrok I ręcznik kąpielowy.
W dodatku była to niedziela, czyli dzień rodzin. Co mogło pójść nie tak. Co
prawda, już sam fakt, braku podziału na szatnie męskie I damskie budził pewne
wątpliwości. Ale, kto by się tam przejmował. Tradycyjnie nauczony na polskim
basenie, przebrałem tudzież rozebrałem się kulturalnie pod ręczniczkiem. Kolega
Turek to samo, na wszelki wypadek oddalił się na drugi koniec szatni I ustawił
jak najbardziej tyłem jak to tylko było możliwe. Przepasani ręcznikami, zapięci
po szyje w szlafroki, z kolejnym ręcznikiem zarzuconym na plecy wkroczyliśmy do
SPA.
No I już pierwszy rzut oka trochę zbił nas z tropu. No bo widzimy basen, do
tego jacuzzi, no I w pełni otwarte prysznice. No I jak tu wejść do tego Jacuzzi?
W ręczniku? W szlafroku? Kurde, kąpielówki zostawiłem w szatni. I wtedy ni stąd
ni zowąd z jacuzzi wyłonił się pan, goły niczym święty turecki I przespacerował
się pod prysznic. Tam już swoje wdzięki obmywały kolejne dwie panie, wesoło
plotkując I stojąc niejako frontem do klienta. To nas trochę zamurowało. Ale
jako osoby dobrze wychowane, zaczęliśmy omiatać wzrokiem sufit, co by nie
zabierać im prywatności w oczekiwaniu aż skończą. Gdy przyszła nasza kolej na
ablucje (bo czekaliśmy, że tak niby mimochodem, żeby one sobie już poszły) weszliśmy
po kolei pod ten koedukacyjny prysznic. Niestety, następni Holendrzy nie mieli
takiego zwyczaju I gdy stałem (jak najbardziej tyłem I w jak najdalszym kącie) pod
strumieniem wody, ci wmaszerowali bez krępacji prezentując się czym chata
bogata. Jako osoba nieco jednak skrępowana, odczekałem w moim kącie, aż wszyscy
sobie pójdą by następnie dość niepewnie wychylić sią z za winkla I poszukać
jakiejś bezpiecznej lokacji. Z drugiej strony natrysków widzę, że Turek równie
przyklejony do ściany co ja, też wygląda za jakimś ustronnym miejscem.
Najbliżej było jacuzzi z pieniącą się wodą. Puściliśmy się pędem, do kadzi z
wodą. Zanurzeni po szyję w bulgocącej I przez to szczęśliwie nietransparentnej
wodzie, zaczęliśmy się zastanowić co dalej.
Oczywiście swoim zaściankowym zachowaniem, powodowaliśmy jedynie większe
zainteresowanie innych, którzy z niejakim rozbawianiem, patrzyli na nas z
politowaniem. Oczywiście nikt nas nie oceniał, nikt nas tak naprawdę nie
obserwował, wszyscy mieli nas zupełnie w dupie. Wiem, że mieli, bo te wszystkie
dupy były kompletnie nagie. Siedząc schowani w wodzie zastanawialiśmy się nad
ogromem różnic kulturowych jakie dzielą nasze kraje. I zaprawdę wyszło na to,
że światopoglądowo jest nam z Turkiem (nota bene świetnym gościem) bliżej niż z
przeciętnym Holendrem. U nich też tak jak u nas nikt z własnej woli się przy
innych nie rozbiera. Strefa prywatna jest bardzo ważna a nagość jest
zarezerwowana raczej dla naszych partnerek. Dlatego, siedząc schowani w wodzie
byliśmy daleko od naszej strefy komfortu. Oczywiście z każdą minutą, nieco
przyzwyczajaliśmy się do zaistniałej sytuacji. Po jakimś czasie, udało nam się
nawet oderwać wzrok z sufitu, który omiataliśmy naprzemiennie, aby przypadkiem
się nie gapić na innych. Tymczasem okazało się, że dla naszych
współsaunowiczów, ręczniki są jedynie po to, by nie siadać z saunie na gołych
(sic) deskach. Natomiast szlafroki, są zupełnie zbędne, bo ludzie nawet do
ogrodu wybiegali zupełnie nago. Paradowali po tym trawniku, dyskutowali i
relaksowali w tych czterech stopniach (wspominałem, że był Grudzień). Ogród
bardzo przyjemny usytuowany naprzeciw restauracji, gdzie inni (już w
szlafrokach albo tylko w szlafrokach) spożywali sobie tosti z serem, albo
krokieta z nie wiadomo czym popijając Bavarią. Jak to musi zaostrzać apetyt
obejrzeć sobie do kanapki taką siedemdziesięcioletnia babcie z nadwagą albo
dziadka z chorą prostatą. Wszystko widać jak na talerzu.
Wychodzi na to, że Adam I Ewa zanim zerwali zakazany owoc musieli być Holendrami, co by się nawet zgadzało, bo holender jak może jakieś darmowe jabłko zerwać, to na pewno je zerwie. Po godzinie, nabraliśmy trochę odwagi, by zacząć się nieco luźniej przemieszczać między różnymi saunami i basenami. Oczywiście w stroju Adama, niemniej jednak wciąż nieco mniej skromnie trzymając niby to przypadkiem ręcznik z przodu przyciśnięty oczywiście tak, by za bardzo nie odstawał. I swoją drogą było to strasznie uciążliwe, że chociaż nikt nas nie oceniał, nikt na nas specjalnie nie patrzył, to my ciągle czuliśmy się źle I nieswojo. Bo w końcu jak o tym pomyśleć, to w nagości (nie podszytej dwuznacznością) niema zupełnie nic złego. Jednak przełamać się jest piekielnie trudno. I za każdym razem jak już sobie myślisz, że to już, że się nie wstydzę, że teraz jest luz. To nagle, gdy zza rogu wychodził ktoś nowy a ty znów łapiesz się na tym, że panikujesz. To trochę tak jak przez pierwszych parę dni pobytu w Anglii. Bo niby wiesz, że ruch jest lewostronny, ale I tak za każdym razem, gdy się zbliżasz do skrzyżowania, to spoglądasz w złą stronę.
Kulminacją atrakcji w spa, jest doświadczenie zapachowo muzyczne. O
wyznaczonych godzinach, cała banda golasów (plus Polak sztuk jeden w szlafroku,
plus Turek w ręczniku I szlafroku również sztuk jeden), biegną do osobnej
chatki na końcu ogrodu (4 stopnie ciepła). Tam mimo limitu 15 osób (corona
limit – bardzo sensowny) 30 osób siada nad paleniskiem I ogląda jak pani (tym
razem w ubraniu) polewa węgle wodą z olejkami aromatycznymi. A następnie
tanecznym ruchem popycha (zawiewa) tą gorącą parę w nagą (a jakże kurwa)
publikę. Wszystko w rytmie Céline Dion, Placido Domingo I Andrea Botticellego.
Swoją drogą co za dobór artystów do tego piekielnego żaru o zapachu melonowym.
Jak wiec się domyślacie ubaw jest po same gołe pachy.
Czy mi się podobało w saunie? Ciężko
powiedzieć. Na pewno wyjście ze swojej strefy komfortu może być oczyszczające.
Ale uważam, że paradowanie na golasa jest niezmiernie trudne, dla kogoś kto od
dziecka, był uczony się zakrywać. (pomyślcie co musiał przeżywać Turek). Z
drugiej strony obserwacja (niegapienie się) innych zwykłych ludzi, którym
daleko z standardów piękności z Instagrama, jest niezwykle pouczające. Można
też docenić swoje ciało, bo widać jak na dłoni, że każdy ma przecież jakieś
niedoskonałości I naprawdę nikogo to nie rusza. Dla mnie dużym ułatwianiem było
zdejmowanie okularów. Jako, że bez nich chuja widzę (tym razem w przenośni),
nie musiałem się tak bardzo pilnować, żeby nie skupiać wzroku na czyichś
wdziękach. Możecie mi wierzyć lub nie, ale jest to dość trudne I łatwo się
zapomnieć. Nie mam też pojęcia, czy zdecyduje się drugi raz na takie
doświadczenie. Ciężko się zrelaksować, pilnując się cały czas I mimowolnie
zasłaniając. Chyba najbardziej się bałem, że mógłbym spotkać kogoś znajomego z
pracy. Anonimowa nagość jest pewnie znacznie łatwiejsza, niż to samo w
towarzystwie niezbyt bliskich znajomych. Pewnie trochę inaczej jest w gronie
przyjaciół zwłaszcza tej samej płci. Nie wiem jak by było w przypadku płci
przeciwnej - pewnie dziwnie. Chyba najbardziej bym nie chciał spotkać przełożonego
lub przełożonej. To by po prostu było nieco żenujące.
Pamiętajmy jednak, że do odważnych świat należy. Dlatego proponuje każdemu
spróbować. A może akurat odnajdziecie w sobie nową pasję. A jeżeli się kiedyś w
ten sposób spotkamy, to musicie mi pomachać. Pewnie na wszelki wypadek będę bez
okularów spoglądał gdzieś tam w sufit.
Leo